Witam czytelników, wiem, że podobał się wam bardzo niedawno zakończony cykl wywiadów z legionistą – ponieważ z zawodu jestem (między innymi) tłumaczem, bardzo interesowała mnie kwestia nauczania języka w Legii Cudzoziemskiej. Oto mała niespodzianka dla czytelników i kilka słów od legionisty na ten nurtujący mnie temat.
W Castelnaudary, jednym z elementów szkolenia była szybka nauka języka. Różnie to wyglądało. Po całodniowym bieganiu po torze przeszkód, wzdłuż rzeki i na bieżni, szliśmy do salki, gdzie mieliśmy naukę francuskiego. W rogu salki stało wiadro z wodą, a obok na taborecie leżały kajdanki. Ciekawe po co? Rozsiedliśmy się wygodnie, wyciągnęliśmy zeszyty, do salki wszedł sierżant, podszedł do tablicy, wziął kredę i obwieścił, że dziś będziemy uczyli się kolorów. „C’est la couleur verte (zielony), c’est la couleur noire (czarny)” i jechał po kolei. Po całodziennym bieganiu jego głos stawał się coraz bardziej cichy, powieki coraz cięższe… już zasypiałem, ale z tego marazmu otrząsnął mnie raban. Kolega Szubin z Rosji zasnął i spadł z krzesła. Kaprale skuli mu kajdankami ręce z tyłu, obrócili głową w dół i trzymając za nogi, wsadzili jego głowę do wiadra z wodą. Tego dnia już nikt więcej nie zasnął na zajęciach, ale w trakcie całego szkolenia chyba każdy zaliczył wiaderko. Nawet ja.
Często za niezrozumienie tego co przełożony mówił, można było po prostu dostać w mordę. Miałem sytuację, że adiutant – dowódca kompanii, złapał mnie na korytarzu i coś mówił po francusku: „ble, ble, ble, ble, ble, wykonać!”. Zrozumiałem tylko ostatnie słowo. I co tu zrobić? Nie powiem mu, żeby powtórzył jeszcze raz, powoli i najlepiej zmienił słowa, bo tych nie zrozumiałem. Za takie coś od razu by mnie spoliczkował albo uderzył pięścią w brzuch, albo po prostu kopnął w dupę. Poszedłem na palarnię, spaliłem papierosa, wróciłem do dowódcy i mówię: „zrobione!”. A on: „to idziemy!”. Wyszliśmy przed budynek kompanii, a dowódca pyta: „i gdzie ten samochód?”, a ja: „jaki samochód?”. Ale miał minę… Nie dostałem lania, tylko adiutant zawołał kaprala, któremu powiedział, żeby zabrali mnie sprzed jego oczu.
Liczyć nauczyliśmy się dość szybko. Często w ciągu dnia kazano nam się ustawić w jednym szeregu i było: „kolejno odlicz!”. Za pomyłkę soczysta pięść w brzuch, po której nie można było złapać tchu. Jeżeli ustawialiśmy się na powietrzu według wzrostu, to byłem zawsze 25-ty, a jak była zbiórka na korytarzu przed salami, to byłem 14-ty. Nauczyłem się tych dwóch liczebników na pamięć i tak stawałem, żeby być albo 14-tym albo 25-tym. Inni też tak robili, ale kaprale zwęszyli intrygę, przetasowali nas i kazali odliczyć. Posypały się pięści.
Przy nauce śpiewania dostawaliśmy tekst i po 10 minutach trzeba go już było znać na pamięć. Kapral nadawał melodię i śpiewaliśmy. Kaprale chodzili między nami i przykładali uszy do naszych ust, czy aby na pewno wszyscy śpiewamy. Jak ucho kaprala było przy moich ustach, to jechałem same samogłoski „oooo, aaaaa, eeee” i przechodziło.
Na farmie w Pirenejach zaprowadzono nas w lesie na polanę, sierżant wziął kija, wskazywał nim i nazywał różne rzeczy: „to jest drzewo”, „to jest kamień”, „to jest gałąź”, „to jest trawa”, „to jest ścieżka”, „to jest kwiat”. Potem była 5 minutowa przerwa na papierosa, zbiórka, kapral pokazywał wcześniej wymienione rzeczy i pytał każdego po kolei: „co to jest?”. Pamiętam – Chińczykowi pokazali drzewo i nie umiał go nazwać. Sierżant podskoczył w górę, obrócił się w locie o 360 stopni i Chińczyk dostał butem w twarz, a z nosa poszła mu krew. Polak, który stał obok mnie, szturchnął mnie i mówi: „przypomnij mi jak się nazywało drzewo, bo mnie zabiją”… Oczywiście ziomek do mnie szeptał, bo używanie własnego języka na szkoleniu było surowo zakazane.
Po szkoleniu na regimencie, język doskonaliło się we własnym zakresie, nie było już niańczenia. Tylko że na regimencie można już było nawijać po polsku, a słowo „k…a” było wszechobecne… Na Polaków mówili MAFIA K…A albo BANDA PIKOLE (banda pijaków), albo ANGAŻE GAMEL (ochotnicy do gara), że niby Polacy są w Legii tylko po to, żeby się dobrze najeść i napić.
Nauka była raczej fonetyczna i po tych kilkunastu latach już niewiele zostało w pamięci.
I slusznie ze tak was traktowali, bo jak inaczej mozna traktowac kogos kto wlasny kraj zdradzil dla kasy.
jeśli czytałeś poprzednie artykuły to dowiesz się, że Legioniście nie chodziło o pieniądze, ale o przygodę i bycie w elicie,
w tym samym czasie polskie wojsko było w totalnym rozpadzie i oferowało… UWAGA!… 6 strzałów z kałacha w trakcie całego szkolenia wojskowego,
osobiście nie uważam tego za zdradę,
Kasy z Legii nie ma, większość Legionistów kończących kontrakt wychodzi do cywila z ostatnim żołdem na ręku, życie we Francji jest drogie a legioniści na przepustkach hulają.
Ja kraj zdradziłem dla kasy jeszcze jako nastolatek – byłem w Szwecji na truskawkach
Witam,
Ciekawy, ciekawy ten artykuł. Szkoda, że jest tak mało tekstu wprowadzającego i nie wiadomo w jakich latach to się działo. Może więcej szczegółów by się przydało.
Ostre metody edukacyjne, bez dwóch zdań! Mam nadzieję, że uczniowie mojego kursu francuskiego dla początkujących nauczą się tego pięknego języka w bardziej przyjaznych warunkach. 😉
Pozdrawiam serdecznie
Otóż jest ogromna ilość materiału wprowadzającego! 3 poprzednie odcinki dostępne na blogu oraz w podpowiedziach pod tekstem – ikony/boksy 🙂
Sam mam w planach wyjazd do Legii. Dlaczego? Chciałbym się sprawdzić, zdobyć szacunek ludzi. Zobaczyć inne życie. Co do kasy – przecież legionista ma prawo mieszkać w koszarach, dostaje też jedzenie. Jeśli coś sobie odkłada, to dobrze, jeśli rozwala na przepustkach jak ktoś wyżej napisał, to co innego.
Świetny wywiad! Szkoda trochę, że tak krótko 🙂
Witam chciałem się dowiedzieć czy z dużą ilością tatuaży dostane się do Legi przechodząc wszystkie testy bez większych problemów .Bardzo Cię proszę o odpowiedz
nie wiem czy nasz Legionista odpowie tutaj, pozostaje czekać, pozdrawiam
Świetna inspirująca historia – czytam od dechy do dechy.
W dobie zagrożenia międzynarodowego, wojna, Putin, terroryzm, więcej chłopaków powinno zainteresować się wojskowością, a może nawet służbą zawodową.
Bylem od 2005 do 2010.jest tak jak pisze kolega z malutkimi zmianami.Nie było źle…będę miło wspominał do końca życia.Język załapałem po kilku miesiącach.Można oszczędzać.Zależy od charakteru….Dobra i piękna przygoda,nie da się nudzić..
Witam!ja bardzo chętnie chciałbym się dostać do legii,czy mógłby ktoś po módz,np.jakiś kontakt do osoby co tam była lub jest!bo nie wiem od czego zacząć!za wszelkie informacje z góry dziękuje i pzdrawiam!
albo było to bardzo dawno temu albo to wszystko kłamstwo
dawno, dawno