Jako autor bloga sportowego na dłuższą metę nie mogę wytrzymać bez treningu. Moja planowa przerwa treningowa (problem z kręgosłupem) dobiegła końca i jestem od dobrych dwóch tygodni w trakcie rozruchu. Ponieważ wciąż nie mogę biegać, a energia roznosi zdecydowałem się na inną formę treningu rozruchowego – intensywne marsze. Nie, nie chodzi mi o nordic walking, ale o energiczne marsze – także w terenie.
Założenia treningu:
- Minimum 40 minut ciągłego energicznego wysiłku.
- Marsz z minimalna liczbą krótkich przerw.
- Nie biegać – nie podbiegać, itp. – szybki jednostajny marsz bez przekraczania granicy biegu, który jest jednocześnie wyraźnym wysiłkiem.
- Zmiana tras i czasów w celu uniknięcia znużenia treningiem.
„Sprzęt” z sieci sportowej na „D.”
- Kurtka sportowa z podpinka polarową – utrzymanie odpowiedniej temperatury.
- Bojówki – dodatkowe kieszenie przydają się np. na zasobnik z gazem obronnym czy inne akcesoria (w podmiejskim lasku ludzie puszczają luzem psy, już dwóch kolegów spieprzało ostatnio na drzewo podczas joggingu).
- Buty specjalistyczne – do biegania amatorskiego – amortyzacja podeszwy jest dość ważna w moim przypadku.
- Krokomierz…
…i właśnie krokomierz jest zasadniczo głównym tematem dzisiejszego wpisu. Elektroniczny gadżet za 45 zł mierzy liczbę kroków w czasie treningu, odległość, liczbę spalonych kalorii (szacunkowo) i kilka innych parametrów. Jest to niezły motywator, bo pozwala porównać ze sobą kolejne treningi takie jak mój marsz w terenie lub nordic walking, zwłaszcza przy częstej zmianie tras.
Dlaczego nie Endomondo, ani inne programy GPS dla smartfona? Po pierwsze nie idę na trening by być przywiązanym do smartfona, netu, Facebooka, blogów, maila… a zawsze trafi się jakaś sprawa do załatwienia w najmniej odpowiednim momencie i przerwie trening. Nie czuję potrzeby chwalenia się na FB 'codziennymi przebiegami’ tym bardziej nie uważam, że trasy jakoś specjalnie warto udostępniać (oczywiście nikt nie każe, ale ludzie to i tak robią). Czyli robię krok w stronę jakiegoś „low tech”? Nie wiem, w każdym razie gadżet jest fajny i w przystępnej cenie.
Wynik mojego dzisiejszego porannego DlaFaceta.biz-walkingu ;-P zanotowany na potrzeby tego wpisu?
5682 kroki; 4,09 km; 210 kcal; 40 minut intensywnego marszu w terenie.
Można sobie coś takiego zafundować na zwykłe miejskie spacery – tzn. np. postanawiamy, że zamiast korzystania z komunikacji miejskiej czy samochodu w celu zrzucenia kilku kg zaczynamy częściej chodzić piechotą. Jak konkretnie zmierzyć sobie „korzyść” osiągniętą dzięki tej decyzji? Właśnie takim gadżetem! Dane można kumulować w ciągu dnia, następnie wpisać sobie np. do zeszytu – dziennika treningowego.
Co wy na to?
P.S. Polecam:
Tez ostatnio zastanawiam sie nad zakupem krokomierza z tych samych powodów, o których piszesz w artykule. Jaki model bys polecił?
Pozdrawiam
kupiłem po prostu nieco lepszy niż minimalny model w Decathlonie, 45 zł, sprawdza się dobrze
świetny pomysł, świetny trening marszowy – jak widać to nie musi być od razu nordic walking z kijkami i cudami, a postępu można sobie mierzyć smartfonem, choćby endomondo
grunt to jest regularność, samozaparcie, można sobuie zrobić dziennik treningowy i jeśli ktoś ma czas i chęć tabele w arkuszu kalkulacyjnym
do tego jeszcze mierzenie wagi i spalania tłuszczu i gra i buczy, ten trening też ma sens!
pozdrwaiam kolege autora 😉
Zrezygnowanie w tym przypadku z aplikacji w smartfonie czy tablecie to najlepsze możliwe rozwiązanie. Dokładnie, nie po to wychodzimy na świeże powietrze, żeby co chwilę słyszeć pikanie powiadomień na fb. Poza tym rozpraszamy się niepotrzebnie, robimy zbędne przystanki i nie skupiamy się na kontakcie z naturą, jakakolwiek by ona nie była 😉 Krokomierz to fajny gadżet, a za taką cenę nie żal go chociażby wypróbować. Zawsze to jakieś urozmaicenie zwykłego marszu, sprawdzamy siebie i konkurujemy z samymi sobą przy kolejnym spacerze. Nie wiem dlaczego, ale też zdecydowanie bardziej ufam odczytom z takiego krokomierza. Powątpiewam w wiarygodność wszelkich smartfonowych aplikacji, które w moim odczuciu nie są aż tak dokładne. W każdym razie, świetna inicjatywa. Twój wpis powinien być mobilizacją dla wszystkich, którzy wymigują się od jakiejkolwiek aktywności fizycznej tłumacząc się brakiem czasu, pieniędzy na siłownię czy zbyt zaawansowanym wiekiem. Takie marsze może odbywać każdy, młody, w średnim wieku i stary! Nie ma tutaj żadnej dobrej wymówki.
Właśnie z powyższych powodów nie używam już endomondo, ale za to mam aplikację fitbit. Mierzy ona ilość krokow, kalorii etc wskazuje kiedy i jak intensywnie chodziłem a jednocześnie ogranicza tzw. Funkcje społeczniściowe do minimum. Do tego nie muszę mieć dodatkowego urządzenia low tech. Tylko jak zawsze mam swój telefon w zestawie EDC. A powiadomienia, maile i inne można wyciszyć lub wręcz wyłączyć.
Jeśli kwestią samozaparcia ma być odcięcie się od FB w lesie to wystarczy wyłączyć rozpraszacze i po temacie. Nooo chyba że ktoś ma tak mało samozaparcia i jak nie zostawi telefonu to nie potrafi w niego nie patrzeć. Choć nie chce mi sie w to wierzyć…. Zwłaszcza u sportowca…
Fajnie by było jakby u nas ludzie puszczali psy bez smyczy tylko w podmiejskich laskach… W Krakowie wczoraj spieprzałem przed wilczurem puszczonym luzem na terenie kampusu Uniwersytetu Jagiellońskiego, w środku miasta. I nie było żadnego drzewa żeby się wspiąć. Codziennie widzę tu psy bez smyczy.