…czyli jak zamienić niekorzystny zakup w udany prezent.
– Za ciasny sweterek,
– stanik kupowany na wzór przemiłej ekspedientki,
– seksowna koszulka nocna, w której nie można przejść nocą do rodzinnej łazienki, bo za dużo przeziera,
– ciężkawe kwiatowe perfumy dobierane „na nos” naszej koleżanki,
– podwójny bilet do kina, lecz z sugestią obejrzenia filmu w stylu „zabili go i uciekł”,
– rezerwacja w romantycznej restauracji, wyspecjalizowanej w kuchni niweczącej naszą długotrwałą dietę,
– wykupiony pobyt nad morzem, gdy akurat w górach cieplej i promocja w znajomej bacówce…
Niektóre, zwłaszcza męskie, zakupy upominkowe widnieją od lat w książeczkach z dowcipami. Panom łatwiej rozkręcić silnik do ostatniej śrubki i skręcić z powrotem, niż zapamiętać rozmiary i preferencje partnerki. Może zresztą za często się one zmieniają?
Pół biedy, gdy taki nietrafiony upominek można wymienić na inny, lecz ileż można pomieścić w szafie niepotrzebnych rzeczy przy założeniu, że się prezentów nie wyrzuca?
Coraz więcej sieci handlowych i usługowych wprowadza do oferty tak zwane bony upominkowe. Mniej więcej od 10 złotych po kilkaset.
Mają jedną wadę – zazwyczaj widać na nich kwotę, jaką ofiarodawca przeznaczył dla obdarowanego, lecz poza tym, niemal same zalety – pozwalają samodzielnie wybrać z szerszej oferty dokładnie to, na co ma się ochotę. Czy to będzie nowy garnek, czy zestaw kosmetyków, czy wycieczka, czy pakiet masaży, czy wybrane pudełka czekoladek…
Wystarczy z grubsza tylko zorientować się, w jakich sklepach lub punktach usługowych potencjalny obdarowany często bywa, a na pewno znajdzie tam coś dla siebie.
To jest dobry pomysł, wolę dostać taki bon lub kupon podarunkowy na przykład do jakiejś sieci kosmetycznej, bo zawsze coś potrzeba i coś się kupi, choćby krem do golenia i dezodorant po treningu…
…a tu przykład z życia…. typu urodziny i prezent – woda kolońska, która pachnie jak starym dziadkiem. Co powiedzieć?
Cholera, sam sobie potrafię wybrać to co mi odpowiada, ale kasę dostać głupio, to już wolę taki prezent 10x bardziej!
Jestem zwolenniczką prezentów NIE-niespodzianek, wcześniej przedyskutowanych albo chociaż względnie zasygnalizowanych temu, kto nas będzie obdarowywał. Bardzo podoba mi się dlatego idea bonów, ponieważ wprowadza element zaskoczenia a jednak nie narzuca z góry formy prezentu upodobanej przez kupującego. Jest to nadal prezent niespodzianka, jednak nie tak bardzo określony, dzięki czemu pozostawia nam – obdarowywanym – pewnego rodzaju komfort wyboru tego, co nam się naprawdę spodoba lub przyda. Bon jest dobrą alternatywą dla praktycznego prezentu, ponieważ wprowadza nieco więcej frywolności. Zakup blendera może ucieszyć Panią domu, ale czy nie bardziej uszczęśliwiłaby ją możliwość wydania określonej kwoty pieniędzy w tym samym sklepie AGD/RTV na co tylko miałaby ochotę? Wtedy może jej wybór również padłby na funkcjonalny blender, a może… na nowy ekspres do kawy, mimo że takowy już posiada. Ponieważ w dawaniu prezentów widzę sens tylko i wyłącznie pod warunkiem zadowolenia z otrzymania go, bony upominkowe są wg. mnie świetnym pomysłem. No chyba, że znamy kogoś na wylot i sami jesteśmy w stanie wybrać danej osobie najlepszy prezent pod słońcem!