Trening jest wspaniałą rzeczą jeśli chodzi o poprawę ogólnej wydolności organizmu, w tym odporności. Osobę ćwiczącą statystycznie o wiele mniej dotykają wszelkie infekcje i choróbska, jednak w końcu zdarzy się i sytuacja, kiedy największego twardziela położą jesienne wirusy. Jak sobie wtedy radzić z chorobą, przeziębieniem czy innym paskudztwem? Oto kilka moich pomysłów.
Dobre, bogate jedzenie! Uważam, że w czasie infekcji należy na chwilę odłożyć wszelkie diety, w tym te na odchudzanie, nie ma się co obżerać, ale jedzenie musi być bogate, kaloryczne i dobrze jest jeśli będzie zawierało dużo naturalnej witaminy C, czyli kiszoną kapustę, cebulę, ogórki, owoce, itp. (sztuczna wit. C dziwnym trafem działa słabiej niż ta zawarta np. w kiszonej kapuście). Spokojnie z tymi kaloriami… organizm jest tak osłabiony, że zużyje tę dodatkowa energię na walkę z chorobą – potem przyjdzie czas na „odrobienie” tego na treningu.
Na gorączkę? Dobre nawodnienie organizmu, tutaj zamiast napojów izotonicznych, które też są dobre, preferują po prostu klasyczny, ciepły rosół! Uwaga, kiedy gorączkę zbijemy paracetamolem czy ibuprofenem nie znaczy to, że możemy wracać do ćwiczeń! Organizm jest tak samo wymęczony i walka z infekcją postępuje, to nic, że czujemy się dobrze.
Ciepłe, rozgrzewające napoje. Polecam herbatę z cytryną, miodem i jakąś korzenną przyprawą albo imbirem. Pomaga i stawia na nogi. Jeśli jednak przyjdzie nam do głowy dolać do niej alkohol – nie wychodźmy potem z domu, ale od razu do łóżka! Herbata z rumem sprawia, że poczujemy się lepiej, ale to tylko pozory, jeśli chodzi o stan naszego organizmu, tak jak z tym zbiciem gorączki – po takim napitku… do łóżka marsz! I koniec! (Aha, i jeśli brałeś przed chorobą kreatynę, to chyba wiesz, że nie powinieneś aplikować sobie herbaty z rumem czy innego grzańca? Wypłukuje to do reszty kreatynę i niweczy cykl suplementacji).
Ludowe lekarstwa – czosnek, cebula, najlepiej na surowo i w dużych ilościach. Skutek uboczny jest chyba znany – postawi cię to szybko na nogi, ale nie spodoba się Twojej drugiej połowie. Ale czy wszystko, co robimy, musi się kobietom podobać? 😛
Czy trenować w czasie choroby? Według mnie nie. Lepiej szybciej dojść do siebie, a potem się nadrobi zaległości. Trening w czasie choroby dodatkowo osłabia organizm, co więcej, pomyśl o kumplach z siłowni! Kiedy ładujesz się na trening z infekcją – zarażasz kumpli i niweczysz ich wysiłki treningowe. Ja tego nie robię i tyle.
Pozdrawiam i jeśli kogoś akurat męczy przeziębienie – szybkiego powrotu do zdrowia i formy!
Racja! Jak chorować to nie trenować! Taki trening nic nie daje. Zwłaszcza siłowy.
Chorujesz – nie trenuj. Na ten czas można odłożyć plan treningowy, zapomnieć o celach, możesz pozwolić sobie nawet na odstępstwo od diety. Wrócisz do treningu – wtedy odrobisz zaległości. Choroba to jednak czas wyłączenia z treningu – i się tego trzymaj.
S. z Poznania, trenerka
Oj myślę, że kobieta nie będzie aż tak zdegustowana tymczasowym zamiłowaniem do czosnku i cebuli o ile pomoże to w szybszym postawieniu na nogi jej mężczyznę. Bo jak wiemy…chory facet w domu to niezła próba cierpliwości 😉
A tak na poważnie. Trening, moim zdaniem również, trzeba sobie odpuścić. Bo tak jak napisałeś – nie dość, że nam wcale nie wyjdzie to na dobre to jeszcze innych pozarażamy i po co nam to. Dobrze, że wspomniałeś o trochę bardziej kalorycznej diecie potrzebnej, kiedy nas rozłoży. Większość albo o tym zapomina, albo uważa, że musi trzymać się diety rygorystycznie nawet kiedy organizm ledwo żyje. Kiedy jesteśmy tak osłabieni i wymęczeni musimy się jakoś zregenerować, a nie ma co ukrywać, że tłusty rosołek najlepiej odbudowuje siły.
No i te przyprawy korzenne czy imbir! Naprawdę warto dosypywać sobie ich wtedy dosypywać gdzie się da 😉 Na pewno szybciej wrócimy do zdrowia, a w dodatku nie będziemy już czuli się tacy „przytkani” przez cieknący nos i zapchane gardło. Polecam spróbować, podpisuję się obiema rękami pod zbawiennym działaniem imbiru i jemu podobnych przypraw.